Czy to możliwe? W mojej metodzie chodzi o to, aby najdłużej jak to
jest możliwe pozostawać niewidzialnym dla wszystkich, którzy mogą
utrudnić życie, i by nie zwracać uwagi na to, czym pasjonują się inni.
Nazwijmy to metodą na niebieskiego ptaka.
Po pierwsze konieczne jest odcięcie się od głównego źródła nerwic, czyli telewizora,
a także większości masowych przekaźników. Sam nie posiadam telewizora
już od dłuższego czasu i muszę powiedzieć, że osiąga się w ten sposób
niesamowity spokój. Żyjąc bez tego dobrodziejstwa, człowiek nie podnosi
sobie codziennie ciśnienia. Po prostu nie dowiaduje się o kolejnych
reformach, postępujących naruszeniach demokracji, debatach publicznych,
kampaniach wyborczych, globalnym ociepleniu i wszystkim, co wiąże się ze
sferą polityczno- publiczną. Nie musimy oglądać meczów polskiej
reprezentacji w piłce nożnej, co umożliwia nam uniknięcie stanów
przedzawałowych, gdy na przykład przegrywamy z Andorą czy ledwie
remisujemy z Wyspami Owczymi. Nie interesują nas kolejne wzloty i upadki
Adama Małysza, doping w tak pasjonującej dyscyplinie jak biegi
narciarskie czy wyniki naszej reprezentacji na kolejnych olimpiadach. O
tym, że trwa olimpiada zimowa, dowiedziałem się przypadkiem i muszę
powiedzieć, że spokojnie przeżyłbym bez tej informacji. A co w ten
sposób zyskałem? Nie denerwowałem się klasyfikacją medalową ani tym że
„polski orzeł” doleciał jednak drugi.
Kolejny ważny zabieg – nie czytać gazet! Prawdopodobieństwo, że
to co tam wyczytamy będzie przejawem manipulacji, jest czasem nawet
większe niż w przypadku telewizji czy radia. Jednym słowem: nie należy
interesować się tym, co się dzieje. Gdyby poważnie traktować to, co
pisze się w gazetach codziennych, to człowiek powinien dostać już dawno
udaru mózgu. Czy zatem całkowicie odciąć się od informacji? W żadnym
wypadku! Pozostaje Internet, który daje nam niesamowitą możliwość wybierania informacji,
które nas interesują, a ustawienia przeglądarek pozwolą nam ominąć
agresywne reklamy. W telewizji w ogóle nie można już uciec od tego
inaczej niż zmieniając kanał na inny, na którym prawdopodobnie również
lecą podobne uwłaczające rozumowi spoty.
Trzecim sposobem jest praca nieetatowa. Wiem, że nie jest
dostępna dla wszystkich, ale pracując w ten sposób, nie oddajemy lwiej
części zarobionych pieniędzy na hydrę ubezpieczeń społecznych. Już
słyszę te pytania: A co będzie jak się zestarzejesz? Będziesz żebrał pod płotem? Bez emerytury?
– jeśli nie przeczytaliście tego pomiędzy linijkami wypowiedzi
ekspertów, członków rządu czy rzeczników ZUS-u, to osoby, które w tym
momencie mają około 30 lat prawdopodobnie emerytury po prostu nie
otrzymają, a jeśli tak, to będzie ona miała raczej postać głodowego, bo
taka jest ostatnia propozycja Business Center Club, która niewątpliwie
nasze żyjące na potężnym kredycie państwo w końcu zaakceptuje. A jeśli
ktoś nie wierzy, że cała ta impreza polega tylko na tym, aby nas okraść,
to proszę zapoznać się z wysokością emerytur drugiego filaru i
obliczyć, ile w ciągu całego życia wpłaca pieniędzy i ile zdąży ich
odebrać na emeryturze, kiedy oczywiście uda mu się szczęśliwie dożyć
wieku emerytalnego. Co może być trudne w związku z jakością publicznej
służby zdrowia. Prawda?
Kolejnym krokiem jest odcięcie się od powszechnie dostępnych produktów spożywczych.
Proszę przeprowadzić mały test – nabyć kilka plasterków średnio drogiej
krojonej szynki i ścisnąć ją mocno w ręce – widzą Państwo ten
wypływający z mięsa płyn? Tym jesteśmy karmieni, chemikaliami,
konserwantami i solanką. A cel jest jeden – wcisnąć nam coś, od czego
można się pochorować i to za cenę prawdziwego mięsa. Z restauracjami
jest podobnie, płaci się jak za zboże po to, aby dostać coś, co nie jest
ani świeże, ani smaczne, ani zdrowe. Jakie rozwiązanie? Rękodzieło,
rękodzieło… Warto odkurzyć stare metody robienia pasztetów, pieczenia
schabów, zakumplować się z jakimś działkowcem i kupować produkty od
niego. Używać jak najwięcej żywności nieprzetworzonej – kiedy
dojdziecie do wprawy, zobaczycie, że jest nie tylko zdecydowanie
smaczniej i zdrowiej, ale również taniej – wiem, bo sam tak robię. A
kolejne zakupy w piekarniach skłaniają mnie do tego, aby samodzielnie
piec chleb. Bo tych nakropionych konserwantami, nadmuchanych buł powoli
również się nie da jeść (cytując pewnego bohatera filmu Psy).
Oczywiście czasem trzeba się również w coś ubrać. Tu zachęcam do pozyskiwania garderoby z dwóch źródeł: szmateksów i zagranicy.
Ubrania sprzedawane w sklepach mają jakość bazarowych, chińskich
podkoszulków i to często bez względu na cenę. Człowiek wywala więc duże
pieniądze na ubrania, które po dwóch praniach przypominają szmatę, tyle
że czasem z logo jakiejś znanej firmy. Nie wiem, czy Polska służy jako
miejsce upychania najgorszego barachła, ale po prostu tak jest. I tu z
bólem serca muszę powiedzieć, że od czasów komunizmu niewiele się w tym
względzie zmieniło – byle lumpeksowa szmata trzyma się nieraz lepiej niż
najnowsza kolekcja dostępna w sieciówkach. Rozwiązaniem jest również
prywatny import. W związku z wyjazdem sporej części młodego pokolenia do
roboty na Zachód, właściwie każdy ma kogoś w Wielkiej Brytanii,
Irlandii czy Niemczech. A że tamtejsze sklepy na swych stronach
internetowych zamieszczają informacje o produktach i, przede wszystkim,
przecenach, to można wybrać to, co nas interesuje i ubrać się porządnie
od stóp do głów za ułamek ceny, którą zapłacilibyśmy w Polsce. A jeśli
ktoś naprawdę lubi ciuchy – to opłaca się wykupić bilet tanich linii
lotniczych. Bilet zwróci się, a i ubrania będą lepsze jakościowo. Wiem,
że to trochę rumuńskie zachowanie, ale po pierwsze tak się gra, jak
przeciwnik pozwala, a po drugie skoro Monika Olejnik szeroko
opowiada o swoich zagranicznych shoppingach, to znaczy, że "wieśniactwo"
dotarło już dość wysoko, warto więc spróbować samemu. Zapewniam, że
będziecie wyglądać lepiej niż ona. Chociaż to akurat nie jest duża
sztuka…
Moje propozycje należy rzecz jasna traktować z przymrużeniem oka, ale z
drugiej strony… Czy zauważyliście, że nasz kraj działa tak, jakby
jedynym celem jego istnienia było uprzykrzanie życia Polakom? Tak wiec
zachęcam – jak w starym dowcipie: Może by rzucić to wszystko i wyjechać w te Bieszczady?,
nawet jeśli te „Bieszczady” mają się mieścić w naszej małej kawalerce.
Dajmy sobie spokój z „Polską”, ona nas nie kocha… Spróbujmy żyć
normalniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz